Przedwczoraj wróciłem z wyjazdu po Europie. Sprawa dość ciekawa. Zmieniło się trochę moje podejście do cen panujących za granicą, do wyglądu Bratysławy i Wiednia, i co najważniejsze podejście do polskich kierowców. Po powrocie przeżyłem nie lada szok. Zrobiliśmy w sumie 1800 km, cała Słowacja, część Czech, Austria, a zaczęliśmy od polskiej Jury. Po pierwszych dniach po Jurze – na której się de facto zakopaliśmy… autem z napędem 4×4 :P – ów auto było do mycia. Natomiast po ostatnich 2 godzinach jazdy -od granicy do domu – to chyba najnowsza/najlepsza/najwydajniejsza/naj/naj/naj myjnia by sobie nie poradziła. W gre wchodził jeszcze skrobak do lodu tudzież dłuto. Okolice Żywca są tak rozkopane że się metra nie przejedzie bez upaprania CAŁEGO samochodu.
8 dni, 1000 zł, aparaty, kamery, przewodniki, mapy, gps (uratował nas 2 razy z nie lada opresji… ale o tym kiedy indziej), kuchenka gazowa, lodówka, 2 torby jedzonka, 4 śpiwory, trochę ciuchów, kilka(naście/dziesiąt/set) litrów paliwa + tabletki z kofeiną za 1.50 zł z Biedronki :P Oraz oczywiście niezawodny czołg jak go w firmie określają (VW Transporter z ’93 2,4 TDI – pali niecałe 5l) = mała część świata za nami. Opisywać nie będę, zdjęcia może wrzucę do jakiegoś serwisu i tyle z tego będzie.
Fajnie było.
Dodaj komentarz