Dzisiaj po kilku tygodniach skończyłem oglądać Roswell. Serial który ma już 11 lat! Jako dziecko zdarzało mi się oglądać niektóre odcinki, przez co teraz oglądało mi się to dość ciężko. Te przebłyski „już to gdzieś widziałem” ale koniec końców nie wiedziałem co będzie dalej – i dalej oglądałem. Pierwszy najbardziej znany (chyba) odcinek miał premierę 6 października 1999. Od tego czasu zrobił furorę nie tylko w stanach ale ogólnie na świecie. Miło po ponad 10 latach obejrzeć naprawdę dobry film. Recenzje „krytyków” są dość podzielone, ale większość uważa że 3sezon był ekstra kiepski. Ja się do nich nie zaliczam. Owszem był gorszy od pierwszego i drugiego, ale całość składa się na kilkanaście godzin naprawdę dobrego a przede wszystkim wciagającego (i to bardzo :) ) kina. Pisze to subiektywnie! Na koniec jeszcze 2 klipy. Pierwszy to muzyka jaka leci na… końcu.
Oraz główny motyw… ale w trochę innej wersji. Zajebistej wersji. Wersji w jakiej go zapewne nie słyszeliście.
Po prawie tygodniowej przerwie udało mi się uporać z tym przybytkiem rozpusty. Chochliki zadomowiły się tu na dobre, i ciężko było w ogóle zaproponować im by jednak zmieniły miejsce pobytu. Cóż widać dobrze im u mnie. Udało się jednak, i już sobie poszły. Teraz siedzą u znajomego, ale… na razie jeszcze ich nie zauważył. Licho go wie kiedy się zorientuje że ma pod dachem takie łobuzy.
Przekonałem się, że pułapki na myszy nie działają na chochliki. W tym momencie przypomina mi się dowcip:
Noc. W kuchni ze skrzypieniem otwierają się drzwi lodówki. Wychodzi z niej spasiona mysz, w jednej łapie trzymając prawie kilogramowy kawał żółtego sera, a drugą ciągnąc za sobą wielkie pęto kiełbasy. Idzie do pokoju skąd rozlega się potężne chrapanie gospodarzy i taszczy ten cały majdan przez środek izby w stronę szafy, pod którą ma wejście do swojej nory. Już jest przed wejściem, gdy w świetle księżyca dostrzega pułapkę na myszy, a na niej malutki kawałeczek słoninki. Mysz kręci z dezaprobatą głową i mruczy pod nosem:
– Jak dzieci, kurwa, jak dzieci…
Także tym razem obeszło się bez ofiar. No może z jednym wyjątkiem, ostatnie kilka wpisów na 99% pojawi Wam się ponownie w RSS, ale sorry Winetu – nic na to nie poradzę.
A tak poza tym powstało coś nowego… coś fajnego… coś – o co raczej mnie nie podejrzewacie. A jak już znajdziecie to COŚ, to możecie sobie to pooglądać. Aktualizować się będzie co kilkanaście dni – może częściej może rzadziej. Nie wiem jak będę stał z czasem.
Podpowiedź pierwsza:
Nie każdemu się to podoba, lecz większość zastanawia się w jaki sposób zostało to zrobione.
Dzisiaj pierwszy raz od naprawdę długiego czasu pojawił się w WordPressie błąd. Przy aktualizacji do wersji 2.9.1 chłopak się zatrzymał i nie miał najmniejszej ochoty ruszyć dalej. Próbowałem najróżniejszych technik motywacji – jakich mnie nauczono na uczelni. Od próśb do gróźb. Technika kija i marchewki, technika mniejszego zła, nawet obietnica podwyżki – (zmiany serwera na lepszy i szybszy) nic nie dały. Uparł się i leżał. Brakowało jeszcze żeby zaczął tupać i walić głową w ziemię! Ale jako że wiem co takie małe smyki lubią, połaskotałem go tu i ówdzie – najbardziej lubi miedzy 3 a 4 żebrem, wziąłem głęboki oddech, poprosiłem grzecznie i… ruszył :)
Na przyszłość jeśli Wasz dziecko też tak się zachowuje to tutaj macie opis metody wychowawczej.
Powodzenia!
Aktualizacja:
Jednak pad był lepszy niż myślałem, wcięło się kilkanaście linków – trudno się mówi.